niedziela, 24 maja 2015

I need a change and I need it fast!

Już od dłuższego czasu, próbuję napisać coś na pewien temat. Już od dłuższego czasu coś mnie męczy, ale ciężko mi było się z tego zwierzyć, ciężko mi samej było się do tego przyznać, chociaż gdzieś tam w środku cały czas to we mnie siedziało. Nie chodzi o to, że chcę się nad sobą użalać. Nie chodzi o  to, że oczekuję od Was litości, zrozumienia, pocieszenia czy rady. Po prostu muszę to z siebie wyrzucić, muszę się tego pozbyć, bo zaczyna mi to ciążyć.
Od pewnego czasu moje życie jest pewnego rodzaju wegetacją. To nie jest tak, że nic się nie dzieje. To nie jest tak, że ludzie mnie nie otaczają. Ale skończyłam studia, dostałam staż w zawodzie, w którym od zawsze chciałam pracować, po stażu zostałam zatrudniona i wszystko tak "ładnie" dalej się ciągnie. Między czasie (tj. po studiach, przed stażem) zmieniłam miejsce zamieszkania. Ciężko mi było opuszczać miasto, w którym mieszkałam 5 lat, w którym poznałam tak wiele wspaniałych osób. Czy tego chciałam, czy nie, w jakiś sposób było to nieuniknione. Staż w zawodzie miał wszystko zrekompensować. Owszem w jakimś stopniu tak było, ale brakowało mi ludzi stamtąd, tamtego miejsca, klimatu. Kiedy po stażu zostałam zatrudniona, przeprowadziłam się do większego miasta, by ograniczyć dojazdy do pracy. Miałam nadzieję, że coś się zmieni, że kogoś poznam (czyt. księcia z bajki, czy prawie księcia z bajki). Jestem tu już dobre pół roku, a jak nikogo nie było na horyzoncie, tak dalej nie ma, a czasem czuję się po prostu samotna... W pracy niby wszystko jest ok, ale jednak z jakiegoś powodu to "niby" się tam znalazło. Pracuję naprawdę ze wspaniałymi ludźmi, panuje u nas bardzo przyjazna atmosfera i wiele zrozumienia, czego naprawdę niejeden mógłby pozazdrościć. Jednak myślałam, że będę trochę bardziej niezależna w tej pracy i że jednak bardziej będę mogła wykazać się swoją kreatywnością. Wciąż czekam na to, że pewnego dnia stworzę coś naprawdę fajnego od początku do końca sama. Choć momentami mam wrażenie, że to jednak nie nastąpi. Do tego zarobki, które pozostawiają niemało do życzenia... To nie jest tak, że chciałabym zarabiać nie wiadomo ile, ale jestem świadoma, że w tym zawodzie, nawet z tak niewielkim doświadczeniem, można zarabiać więcej. I wcale nie są to wyssane z palca informacje. Ze smutkiem muszę przyznać, że w okolicy, w której teraz mieszkam, chyba nie ma co liczyć na lepsze zarobki. I jeśli chciałabym pozostać przy tym zawodzie, wcale nie mam też dużo pola do popisu jeśli chodzi o ilość firm o tym profilu. I teraz właśnie przechodzimy do puenty...
Po prostu czuję, że nic mnie nigdzie nie trzyma. Owszem, zaraz powiecie, że jest rodzina, że są znajomi. Z rodziną przeżyłam już rozłąkę i  mimo, że chciałabym teraz być bliżej nich. Wiem, że oni zrozumieją, jeśli wyjadę. Znajomi jeśli są tymi prawdziwymi znajomymi, to mimo odległości pozostaną. Wiem, że łatwo mówić, ale ja dobrze wiem, że mimo odległości można mieć dalej dobre relacje, tylko muszą chcieć tego obie strony. Po prostu czuję, że nic mnie tu nie trzyma. Ani tutaj, ani nigdzie indziej. W takiej sytuacji można być wszędzie, ale tak naprawdę zazwyczaj nie jest się nigdzie... (jeśli można nigdzie nie być). I wcale nie jest tak, że przesadzam, że wyolbrzymiam. Już kiedyś byłam w takiej sytuacji i nie było mi wcale fajnie. Wtedy wylądowałam tutaj, gdzie teraz jestem. A co teraz będzie ze mną? Taki brak zaczepienia mnie okropnie męczy. Zwłaszcza, że ostatnio rozmyślam nad przeprowadzką do innego miasta, gdzie mam zdecydowanie większe pole do popisu w moim zawodzie. Z jednej strony mam ochotę już się spakować i tam jechać. Z drugiej przeraża mnie to, że po raz kolejny miałabym się oswajać z nowym miastem. Dla mnie to nie jest łatwe. Od prawie półtora roku jestem w tych okolicach, a dopiero teraz zaczynam powoli się dobrze tutaj czuć. No właśnie, powoli... Zaczynam lepiej poznawać owe miasto i powoli zaczynam je lubić. Mam tutaj swoich znajomych, z którymi chętnie spędzam czas. Jest nawet pewien mężczyzna, którego chętnie poznałabym bliżej, jednak on póki co nie wykazuje żadnego zainteresowania moją osobą. Nie chcę tego stracić, boję się zaczynać wszystkiego od nowa. Kompletnie nie wiem, co z sobą zrobić, jakie podjąć decyzje, dlatego brak tego punktu zaczepienia trochę to utrudnia.
Tak jak napisałam w tytule - potrzebuję zmiany i potrzebuję jej szybko. Chciałabym po prostu dobrze żyć, być zadowolona z tego co mam, co robię. Kiedyś dla mnie wszystkim, co mogło mnie uszczęśliwić była dobra kariera zawodowa. Jednak człowiek się zmienia, dojrzewa, zmieniają się mu priorytety. Tak jest też ze mną.
Ostatnio więc wiele myślę. Siedzę i myślę. Leżę i myślę. Myślę, rozmyślam, myślę, rozmyślam i tak w kółko. Jednak rozwiązania jak nie było, tak nie ma. I gdybyście się mnie dzisiaj zapytali, na co dziś bym postawiła: czy na wyjazd i szukanie lepszej pracy w zawodzie, czy by zostać tutaj i też rozglądać się za nową pracą (ewentualnie), to nie umiałabym Wam odpowiedzieć.
Pamiętam jak kilka lat temu miałam mętlik w głowie, jak miałam dwie opcje, miałam wybrać jedną. Długo nie mogłam się zdecydować, ale życie samo podsunęło mi ciekawą opcję. Skorzystałam z niej i nie żałowałam wyboru. Bardzo bym chciała, by tym razem też tak było. Ale nie ma się co łudzić, pewnie tak nie będzie, albo na dobrą opcję będę czekać do usranej śmierci. 
Potrzebuję zmiany, potrzebuję jej jak najszybciej. Naprawdę chciałabym, by do końca roku coś w moim życiu się zmieniło. Bo ja naprawdę nie mam już sił do tego, co jest. Męczy mnie to i mam wrażenie, że życie ucieka mi przez palce. A przecież jestem młoda i powinnam żyć, a nie wegetować. 

31 komentarzy:

  1. Ktoś pojawi się, ale to nadchodzi zawsze niespodziewanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przede wszystkim trzeba lubić to co się robi, to chyba podstawa.

      Usuń
    2. Może sama wez swój los w swoje ręce i poznaj nowych ludzi, wychodz, idz do dyskoteki.

      Usuń
    3. Mam nadzieję, że Twój urlop będzie udany :)

      Usuń
  2. Cześć, K.
    Wcześniej czy później przychodzi taki moment, że chcemy wyrzucić wszystko z siebie. Cieszę się, że u Ciebie w końcu się pojawił. Trochę to smutne, kiedy przychodzi myśl, że nic nas w danym miejscu nie trzyma, prawda? Masz absolutną rację, twierdząc, że jeśli to prawdziwi znajomi to zrozumieją i po prostu pozostaną. Może co innego jest Tobie pisane? Sama musisz podjąć decyzję czy zamierzasz spróbować coś innego w innym miejscu. Zastawiałaś się nad tym? Wracając na chwilę do tematu księcia z bajki - to pojawi się niespodziewanie. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jedyne co mogę Ci powiedzieć to, to żebyś zaakceptowała tę samotność.

      Usuń
  3. Jak sie ma w kimś oparcie jest łatwiej np. wyprowadzić się, ale samemu w nieznane to rzeczywiście strach. Bo nie masz pewności jak będzie, może być super a może być gorzej.
    To naprawdę trudna decyzja.
    Nie coś Ty, na słodkie potwory nie mam zamiaru zamieniać ;D ale też się wkurzam bo wciąz czekam i czekam na zlecenie ;/ chyba w ogóle z nimi nie pojadę;/

    OdpowiedzUsuń
  4. można nigdzie nie być, dokładnie tam się teraz znajduję. w jakiejś zaskakującej pustce, która mnie nagle uderzyła w głowę. i są dni kiedy jest łatwiej i myślę sobie, że taki wyjazd donikąd będzie wspaniały, a są takie, kiedy czuję, że tu nikt nie będzie czekał na mój powrót, a tam nikt nie będzie czekał na cokolwiek. szczęśliwie wyrzucenie z siebie pewnych rzeczy na blogu często pomaga :)

    OdpowiedzUsuń
  5. To chyba najgorszy stan, kiedy niby wszystko jest w porządku, a jednak czegoś brakuje.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie spieszy się jej :) Wczoraj byłam na KTG i nic. Na niedzielę mam termin, więc muszę się zgłosić do szpitala, ale najprawdopodobniej odeślą mnie do domu.

    Nawet jakby się działo coś źle, to zawsze coś... nijakość jest najgorsza.

    OdpowiedzUsuń
  7. Miło i ciepło ^^ Na zewnątrz jest zimno, więc się nie dziwię, że się na świat nie pcha ;P

    Aż nie wiem, jak Ci dopomóc :(

    OdpowiedzUsuń
  8. Byleby pod koniec tygodnia, bo od poniedziałku do środy jestem całe dnie bez Pana Kudłatego :(

    No to owocnej podróży życzę :) Żebyś wróciła z o wiele lepszym samopoczuciem! :)

    OdpowiedzUsuń
  9. A może jednak masz punkt zaczepienia? No bo przecież nie chcesz po raz kolejny zostawiać znajomych i tego tajemniczego pana :) Moim zdaniem za bardzo się boisz przez to, że tyle rozmyślasz. Zamiast tyle myśleć, zacznij działać. Bierz od losu to, co Ci daje i powiedz życiu "tak", a ono na pewno Cię nie zawiedzie :) Zaszalej raz, zrób coś nierutynowego :) To doda Ci sił :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Od razu muszę Ci napisać, że jednak bez bloga nie można normalnie funkcjonować! :)

    Skoro kusi Cię nowe miasto to nie czekaj - jedź. Oswoisz się z nim szybciej niż myślisz i jestem pewna, że inne plusy też się znajdą. Mogę się założyć też, że ktoś się pojawi - ten książę z bajki czy prawie książę z bajki. Weź swój los w ręce i pokieruj nim trochę, może nawet nieco zaszalej, zrób coś niespodziewanego! Będzie dobrze, uszy do góry! ;-))

    OdpowiedzUsuń
  11. kochana, tak jak rozmawiałyśmy na fb, uważam, że masz wiele racji, a Twoje wątpliwości nie są w żadnym razie wyssane z palca, jednak - tak samo jak Ci pisałam, uważam, że nie ma co zaraz się rzucać na zmianę pracy i wszystko inne (chociaż bardzo bym chciała, żebyś mieszkała we Wrocławiu!), ale trzeba się rozejrzeć, ogarnąć wszystko, sprawdzić perspektywy, bo kto wie czy gdzie indziej faktycznie będzie lepiej? prawda jest taka, że w życiu nic nie jest pewne. to dobija, wiem, mnie też. mam nadzieję, że wszystko się poukłada dla Ciebie jak najlepiej, chciałabym tego!

    tak, w czwartek odebrałam już po sprawdzeniu całości (wcześniej oddawałam rozdziałami) i wiesz co? brak uwag! jeszcze na dniach muszę ją przejrzeć, żeby sprawdzić czy nie ma literówek itd, ale generalnie najgorsze już za mną! stąd takie poślizgi w odpisywaniu itd, bo okazało się, że pracę trzeba oddać 5 tygodni wcześniej, więc miałam czas tylko do 3.06!

    ja tam jestem cały czas ciekawa jak i czy sytuacja z danym panem się rozwinie!

    kurczę, powiem Ci, że ja czasem mam taką ochotę wynieść się z domu, wynajmować itd, ale potem do mnie dociera, że właśnie wszystko musiałabym sobie kupić od nowa, a wątpię, żebym zarabiała tyle, żeby sobie na to pozwolić :(

    OdpowiedzUsuń
  12. Ja mam zmienić miejsce zamieszkania na jesień i szczerze mówiąc troche sie tego obawiam...nie lubie zmian :/

    OdpowiedzUsuń
  13. Jak to mówią czasem lepiej zostaje się na znanych śmieciach, dla mnie przeprowadzka to był stres, ale w sumie przeprowadzałam się wcześniej dość często, może to dlatego, że pierwszy raz tak daleko.
    Co za tym idzie do tej pory nie znam tego miasta aż tak bardzo bo nieszczególnie się przyzwyczajam do niego.
    Czekam tak i czekam, ostatnio czasu w ogóle nie mam na nic. Niby nic nie robię takiego ale czas mi ucieka ;/

    OdpowiedzUsuń
  14. Jasne, że pamiętam! Dawno mnie nie było, bo tyle się dzieje.. Studiuję nadal dziennie, ale zaczęłam pracować w Inglocie na 3/4 etatu, do tego teraz dochodzą zaliczenia i sesja, więc wariatkowo i funkcjonuję cały czas na pełnych obrotach :). Czekam na wakacje, kiedy odejdzie mi szkoła, a póki co staram się znowu znaleźć chociaż chwilę na bloga, bo na nim też mi zależy :). Ale wszystko powoli! Z pracy jestem póki co mega zadowolona bo robię to co lubię, ale raczej nie jest to na całe życie, chociaż.. wszystko wyjdzie w praniu!
    Jeśli chodzi o życie prywatne to tak, pojawił się ktoś :). Od początku marca jestem w nowym związku i jest 10000x lepiej pod każdym względem niż wcześniej! Jestem mega szczęśliwa i tylko upewniłam się w przekonaniu, że przypadki są najlepsze ;D.

    Myslę, że w Twoim przypadku przeprowadzka to naprawdę dobre wyjście :). Wiem, że ciężko się zaklimatyzować w nowym miejscu, ale taka wegetacja nie jest dobra pod żadnym względem. Co poza tym u Ciebie? :*

    OdpowiedzUsuń
  15. Hmmm jeżeli kusi Cię zmiana zamieszkania - zrób to. Nie uzależniaj swojego życia, szczęścia od ludzi, bo niestety oni często odchodzą, a przez internet możesz się kontaktować z tymi najważniejszymi! :)
    Każdy ma czasami takie problemy, rozumiem Cię doskonale :)

    domi-doomi.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  16. Oczywiście sama robiłam ;) dzięki :D
    Jasne, jak masz dokąd to można wracać, ale takie powroty też męczą człowieka :( to tak jak mnie, za nudno mi tu a może za stara już jestem na zawieranie nowych znajomości ;/ bo jakoś mi nie idzie ;/
    Odzywają się cały czas, ale zlecenia z akceptacją wciąż nie mam :( nie wiem czy jest sens z tą agencją bo prawie 3 msce czekam O.o

    OdpowiedzUsuń
  17. Gdybym się czuła tak jak Ty, to pewnie próbowałabym wszystkiego co mi do głowy wpadnie. Zresztą już tak miałam, tyle, że ja dosyć szybko odnalazłam swoje miejsce na ziemi. Mi również było źle w mojej rodzinnej miejscowości, dlatego zaraz po skończeniu szkoły zabrałam manatki, wyjechałam do Holandii, otworzyłam się na ludzi, ale to nie było to więc padło na Wrocław. Pracuję, mieszkam tu i w końcu mam przyjaciół!! Najcenniejsze co dostałam od losu. Mam wszytko to, o czym do tej pory marzyłam. Prócz faceta, ale to już najmniejszy dla mnie problem. :D Dlatego warto próbować nowych rzeczy, jeżeli tylko czujesz taką potrzebę. Nie można trwać w czymś co nie daje Ci szczęścia, bo to 'bezpieczne wyjście'. Ile tak jeszcze? A Twoje najlepsze chwile życia przemijają. Musisz się wziąć w garść, bo naprawdę już za długo to trwa. Może pogadaj z kimś o tym ze swojego otoczenia, może ktoś Ci pomoże z tego stanu wyjść? Musisz działać, nabrać motywacji do zmian. Same chęci niewiele dadzą :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Najgorsze jest to, że w ogóle nie idzie, niby kilka osób pisze, pyta bo wrzucam też na fb, ale potem cisza ;/
    Z nikim z nich się nie zżyłaś? Wiesz,mówią, że lepiej żałować, że się zrobiło niż żałować, że się nie spróbowało. Ale jednak przeprowadzka to dość stresująca decyzja. Wiadomo, że każdy będzie Ci radził inaczej ;)
    W tej samej jestem, dzownią ze zleceniami do mnie, ale albo potem nikt się już do nich ze zlecenia nie odzywa albo rodzina wybiera kogoś innego. W sumie 3 razy mnie rodzina odrzuciła ze wzgl na wiek bądź małe doświadczenie a ze 20 zleceniodwaców zrezygnowało z tej agencji ;/

    OdpowiedzUsuń
  19. naprawdę Cię rozumiem, zresztą - rozmawiałyśmy o tym na żywo, ale znowu - poza zmianą miejsca zamieszkania nie masz gwarancji stałej zmiany, która zagościłaby w Twoim życiu, więc z drugiej strony co zrobisz, jak tam też Ci nie wyjdzie? :(

    ja coś nie mogę się zebrać z pisaniem tutaj, a to kolokwium, a to praca, a teraz (jak jutro mam kolokwium), to stwierdziłam, że - a co tam! napiszę :D

    dobrze, że się nie nastawiasz, bo z facetami to nigdy nic nie wiadomo, ja nie ogarniam ich i przestałam mieć złudzenia co do tego, że kiedyś zacznę.

    a dokupienie wiąże się z kosztami - i koło się zamyka ;/

    OdpowiedzUsuń
  20. spokojnie, kochana, nadrabiam zaległości - napisałam nową notkę! :D

    wiesz, wydaje mi się, że powinnaś sobie dać czas - do końca wakacji albo do końca roku nawet i do tej pory podjąć jakąś decyzję, rozważyć wszelkie za i przeciw ;>

    i to jest naprawdę dobre podejście! chociaż i tak żałuję, że oni są tacy, a nie inni...

    eh, załamuje mnie to, bo moja matka znowu zaczyna i nieodległa przeprowadzka robi się realna..

    OdpowiedzUsuń
  21. miałam przez lata to samo, że wydawało mi się że wegetuje i tracę cenne lata życia. teraz niby coś tam się zmienia, ale jak będzie dalej to czas pokaże..

    OdpowiedzUsuń
  22. Dzięki :D chyba nie mam skillsow handlowych ;D chociaż coś w tym jest bo gdybym umiała się sprzedać to coś by szło a tak to lipa ;/
    Ja też byłam bardzierj zżyta z ludźmi z miasta studenckiego, w ogóle jakoś więcej energii miałam a teraz mam wrażenie jakbym zdziadziała ;/ może faktycznie roześlij i się coś trafi? Przyjaciółka by chciała, ale to nie znaczy, że masz rezygnować z szansy dla siebie ze względu na nią. Na pewno to zrozumie jeśli przyjdzie taki moment, że się jednak wyprowadzisz. Dokładnie, układasz swoje życie a nie swoje z przyjaciółką i jej chłopakiem ;) zrozumiałe, że ona się cieszy, że jesteś. Znam to uczucie, chciałabym, ale się boję a może jednak zostanę a może pojadę, mętlik w głowie ;)
    Oj kochana, ja już zaraz 30 skończę ;D jak ten czas leci...
    Wyobraź sobie, że dziś zadzownili do mnie i jadę we wtorek na miesiąc :)))) rodzina od razu sobie mnie zaklepała :) mam nadzieję, ,że będzie internet, ale pewnie próżne nadzieje. Cóż... miesiąc wytrzymam i akurat spokojnie wrócę pod koniec lipca, czyli zdążę nacieszyć się latem :) zwłaszcza, że w sierpniu mam urodziny i bardzo chciałam na nich być w Polsce :)

    OdpowiedzUsuń
  23. wiesz, stwierdziłam, że najwyższa pora się ogarnąć i tu zaglądać, bo ja naprawdę lubię blogować! ale jednak magisterka, uczelnia i te inne sprawy są ważniejsze - trzeba mieć w życiu priorytety :D

    niestety, dzisiaj dopiero wieczorem pan przyjeżdża, żeby złożyć szafę, siostra złoży regał, trzeba będzie wszystko poukładać, posprzątać i dopiero wtedy będzie można uznać remont za zakończony :(

    właśnie wczoraj dostałam maila w sprawie tekstów, także coś tam świta, mam nadzieję, że się wyklaruje!

    wiesz, nawet jak to nie wypali, to będę kombinowała cokolwiek innego, muszę odpocząć, zanim pójdę do pracy, bo się załamię jak z uczelni pójdę do pracy ;o

    też niedługo dostanę (dzisiaj?) ;/ myślę, że to jest całkiem rozsądne podejście, 2 lata to jednak spore doświadczenie i faktycznie dobry start w ewentualnej nowej firmie! a może faktycznie coś się zmieni na lepsze?

    to jest dobra myśl! a wiesz, kogo dzisiaj widziałam jak szłam zanieść pracę mgr do dziekanatu? pana kelnera! :D

    mojej coś odbija ostatnio, w niedzielę znowu była masakra w domu, ale to Ci napiszę na facebooku, postaram się odpisać Ci dzisiaj na poprzednie wiadomości, bo wreszcie mam wolne! jeszcze tylko jutro po wpisy na uczelnię, a potem "tylko" obrona :)

    OdpowiedzUsuń
  24. Póki co mam ich trochę dosyć, bo siedzę w domu i momentami mam wrażenie, że zaraz zanudzę się na śmierć :P Czekam na lipiec, wtedy coś się ruszy :-) A co u Ciebie? :) Zaproszenie wysłane!

    OdpowiedzUsuń
  25. już jestem tu częściej, tylko rzadko mam wenę, żeby odpisywać na komentarze, jakoś jak więcej ich było, to miałam motywację, a teraz czekam aż się uzbierają ze 3-4, żeby odpisać, bo tak po 1, to mi się nie chce :D

    daj spokój, tu dwóch facetów z tą szafą się babrało ponad 2 godziny ;o a my z siostrą regał na książki skręciłyśmy w pół godziny :D

    zobaczymy, na razie czekam na obronę, a potem chcę odpocząć, nie wiem, co z tym wyjazdem, patrząc na ostatnie okoliczności, to pewnie nic z tego nie będzie... podobno na lipiec do piekarni ktoś będzie potrzebny, więc jak coś, to tu mam pieniądze pewne..

    mam dokładnie tak samo! z tym, że mi się już powoli kończy, przynajmniej taką mam nadzieję, bo jutro ten ślub, parapetówka itd, więc wolałabym już nie mieć albo przynajmniej mieć końcówkę ;/

    kochana, 7 miesięcy to zawsze coś, zobacz, ile osób z Twoim wykształceniem nie ma doświadczenia w zawodzie! ale tak jak pisałaś, myślę, że jak dociągniesz do 2 lat ze stażem, to będzie super ;>

    ano, uroczy! nie zagadał, ale się szczerzył - standardowo? :D

    pewnie będę gnębić pracę mgr, przeglądać, wywracać itd :D jeszcze się stresuję, bo tydzień przed obroną mają być wprowadzone do systemu recenzje i mam do nich wgląd, dziwnie się będę czuła z tym, że wiem, co myślą o mojej pracy, a jak im się nie spodoba, to już w ogóle będę się denerwowała ;o

    OdpowiedzUsuń