piątek, 26 czerwca 2015

Never knew that it could mean so much.

"Kto to jest XY?!"- słowa, które wypowiedziała moja przyjaciółka, od kilku dni odbijają się echem w mojej głowie. Zanim się zorientowałam i zrozumiałam, o co chodzi, oczy wszystkich były zwrócone w moją stronę. A ja potrafiłam z siebie wykrztusić jedynie: "mój kolega". Nie wiem, czy nazwałabym Cię moim kolegą, jakoś nie pasuje mi to określenie do Ciebie, do naszej relacji. Jednak nie chciałam przy tych wszystkich ludziach zagłębiać się w naszą znajomość. Od tamtego momentu byłam mocno zamyślona i wybita z rytmu. To, co było kilka lat temu nagle powróciło. Nie mogłam się oprzeć, musiałam do Ciebie napisać. Tak po prostu - co tam u Ciebie słychać. Nasza krótka rozmowa uświadomiła mi, że te kilka lat temu też coś dla Ciebie znaczyłam. Bo gdyby tak nie było, na pewno byś o tym nie pamiętam. Gdyby tak nie było, nie nazwałbyś tego przyjemnym epizodem. Tak, niestety był to jedynie epizod, chociaż masz rację - przyjemny. Zaskakujące jest to, że łączyła nas więź, o której teraz dalej nie możemy zapomnieć. Ta więź w żaden sposób nie była utworzona przez cielesność. Nigdy się nawet nie całowaliśmy! Była to więź bardzo intymna, emocjonalna. Chyba nigdy nie zapomnę Twoich słów, że żałujesz, że nie mieszkam bliżej. Słowa te poprzedzone były Twoim głębokim spojrzeniem w moje oczy. A kiedy je wypowiadałeś, Twoja dłoń lekko dotykała dołu moich pleców. Nigdy nie zapomnę naszych rozmów, uśmiechów. Tego jak śpiewałeś mi jedną piosenkę, nie wiedząc, że jej nie lubię. Ale ją polubiłam, bo właśnie wtedy zaczęła mi się kojarzyć z Tobą. Nigdy nie zapomnę tego, jak Twoja ponura mina zmieniała się w szeroki uśmiech, jak tylko mnie zobaczyłeś. Nigdy nie zapomnę Twojego ukradkowego spojrzenia, po tym jak Twoi kumple nie krępując się mówili: "to ona, już jest, już przyszła". Jasne, wiem, że miałam tego nie słyszeć, ale nie raz było inaczej. Żałuję, że los nie dał nam nigdy szansy. Żałuję, że mimo tak silnej więzi jaką czułam, wiedząc, że i Ty coś musisz czuć, nie było nam dane nigdy zbliżyć się do siebie. Zawsze tak bardzo chciałam Cię dotknąć, chwycić Twoją dłoń, poznać smak Twoich ust, nauczyć się Twojego ciała. Teraz pozostają jedynie wspomnienia. Z jednej strony chciałabym się łudzić, że kiedyś będziesz jeszcze teraźniejszością. Z drugiej wiem, że to bardzo złudna nadzieja. Nie chcę żyć przeszłością, nie chcę oczekiwać, by przyszłość znowu się pojawiła. Jesteś ciekawym facetem, nasz krótki epizod wiele mi pokazał. I teraz również mi coś daje. Właśnie teraz, dzięki temu zrozumiałam, że pewnego dnia chciałabym być dla kogoś taką kobietą, jaką jakiś czas temu byłam dla Ciebie. Zawsze powtarzałeś, że lubisz mój uśmiech, to że jestem radosna i pozytywnie nastawiona do życia. I chcę, by kiedyś ktoś znowu ujrzał to światło we mnie, które jakiś czas temu zgasło. Właśnie teraz zrozumiałam, że nie chcę zamartwiać się przeszłością, bo to nie ma sensu. Dawno temu wiele bym dała, by między nami było inaczej. Ale nie miałam na to wpływu. Teraz już wiem, że byłeś innego rodzaju znajomością. Byłeś namiastką pięknej relacji, jaka mogłaby powstać między dwojgiem ludzi, ale relacji, która nigdy nie osiągnie spełnienia. Tak mi się wydaje, że każdy z nas doświadcza czegoś takiego. Gdybyście się zastanowili, czy kiedyś ktoś taki pojawił się na Waszej drodze, myślę, że większość z Was odpowiedziałaby, że tak. Taka więź, która nigdy nie osiągnie spełnienia, zostaje na zawsze zapamiętana przez tych dwoje ludzi, którzy się wzajemnie pragną. Gdzieś tam w moim sercu wciąż jesteś. Teraz już tylko jako piękne wspomnienie.
To nie Ty mnie zraniłeś, to los dał nadzieję i paskudnie ją zabrał. To los zadrwił sobie z nas. Żałuję, że nie dano nam szansy. Jednak cieszę się i dziękuję za to, że mimo wszystko mogłeś pojawić się w moim życiu i pokazać mi piękno świata swoimi oczami. 

piątek, 12 czerwca 2015

What's my direction?

Już od tygodnia próbuję coś tutaj napisać. Brak weny jednak skutecznie mnie od tego pomysłu odwodzi. Nie lubię pisać, kiedy jej brak. Mam wtedy wrażenie, że mój wpis jest nijaki, albo nawet beznadziejny. Nie raz mi się zdarzyło czegoś trochę wstydzić. W sumie nawet nie wiem czy to było uzasadnione ;).
Trochę mnie tu nie było, ale jak część z Was wie, byłam na urlopie. Odpoczynek z pewnością mi się należał, a ja nawet nie wiedziałam, że aż tak go potrzebowałam. Oczywiście ciężko mówić o wypoczynku, kiedy jedzie się na stare śmieci odwiedzić znajomych. Co chwilę gdzieś wychodziłam, zawsze coś się działo. Ale bardzo czegoś takiego mi brakowało. Dawno nie byłam w tamtym miejscu, potrzebowałam tego. Potrzebowałam tamtych ludzi, naprawdę za nimi tęskniłam, dalej tęsknię. Wszystko było fajnie, choć jak to zwykle bywa nie obeszło się i bez tego, że do jakiegoś spotkania nie doszło. Bardzo zależało mi, by się spotkać z M. Niestety nie raz pokazał już, że nie szanuje mojego czasu, a co się z tym wiąże nie szanuje i mnie. Poukładałam sobie to w głowie, i mimo, że jakiś czas temu chciałam się z nim spotkać, teraz już mi to wisi koło dupy. Może za bardzo chciałam tą znajomość utrzymać. Tylko sama nie wiem, po co. Zamierzam napisać mu parę słów, cóż mam po prostu do tego prawo. Dziwnym zaskoczeniem był też W., który stale od 2 lat się we mnie podkochuje. Mimo tego, że wciąż powtarzam mu, że traktuję go jako kumpla, nic się nie zmienia. Ba! Wręcz nawet na studia magisterskie chce się przenieść do miasta, w którym teraz mieszkam. Nie, nie pytałam czy ze względu na mnie. Ale patrząc na to, jaki ma zawód i że tutaj za cholerę pracy nie znajdzie, innego powodu nie widzę. Przeraża mnie to strasznie, gdyż nawet podczas tego pobytu próbował mnie kontrolować i na maksa wypełniać mój czas. Jednak nie bardzo mu się to udało. Lubię go, ale to jest jeden z tych dziwnych facetów, zbyt dziwnych. Mam nadzieję, że jednak zmieni swoje plany i nie zawita tutaj. Owszem, gdyby tu zamieszkał, z czasem na studiach pozna nowych ludzi, ale na początku byłabym jego jedną znajomą tutaj, a nie wiem, czy bym to zniosła. Zwłaszcza, że mimo, iż nic nigdy między nami nie było, nie raz traktował mnie jak swoją własność. I tak, "własność" jest tu niestety dobrym słowem...
Powrót do rzeczywistości nie do końca był łatwy. Już po dwóch dniach miałam dość tego miasta, ale jakoś mi przeszło. Niestety kiedy zbyt dużo nad czymś rozmyślam, to jestem bardzo drażliwa. Co do poprzedniego wpisu - na razie postanowiłam dać sobie czas i tu zostać. Nie do końca jestem do tego przekonana, ale z niewiele ponad rocznym doświadczeniem (w tym pół roku stażu miałam), nie jestem zbyt osobą konkurencyjną. Czytając wszelkie ogłoszenia wymagali minimum dwóch lat doświadczenia. Więc postanowiłam jeszcze na rok zostać. Przynajmniej wstępnie. Przecież zawsze można spakować manatki i się przenieść! Z pewnością okres wakacyjny będzie dla mnie sprawdzianem, jak żyje mi się w tym mieście, ponieważ wiele moich znajomych stąd wyjeżdża, by po wakacjach znowu tu zamieszkać. Przeraża mnie to, bo sama nie wiem, co z sobą zrobię. Z kim i gdzie będę wychodzić?! Nie chcę ciągle siedzieć w domu, więc postanowiłam do pewnym miejsc spróbować wyjść sama. Zobaczymy, jak mi się to uda, na pewno się tym z Wami podzielę!