środa, 25 listopada 2015

confidence

Temat wiary w siebie, dobrej samooceny porusza wiele osób. Nie chodzi mi o książki czy artykuły pisane przez psychologów - profesjonalistów, ale jednak o to, co siedzi w nas samych - trochę szarych ludziach. Nie znam się na psychologii, choć w jakimś stopniu mnie to fascynuje, to jednak są pewne rzeczy, które na podstawie siebie mogę opisać. Przecież nie każdy z nas jest taki sam, i pewnie niektórym udało się psychologów zaskoczyć. A przynajmniej mam taką nadzieję. Pozwólcie jednak, że opowiem Wam moją historię.
Nad wiarą we własne siły, możliwości, zaczęłam się zastanawiać na przełomie gimnazjum/liceum. Myślę, że to jest taki okres, kiedy człowiek co raz bardziej zdaje sobie sprawę z tego kim jest, co potrafi, jak jest odbierany przez kolegów, nauczycieli. Wtedy się kształtuje i całe otoczenie ma na niego wpływ. Wtedy właśnie uświadomiłam sobie, że nie do końca jestem pewna siebie. Nie było mi z tym łatwo. Zawsze w klasie (na każdym etapie mojej nauki) miałam zdolnych ludzi. W liceum chodziłam wręcz do najlepszej klasy w historii szkoły. Jednak nigdy nie należałam do tych najgorszych uczniów, do gimnazjum zawsze byłam w tej 10 najlepszych uczniów (gdzie to byli też jedni z lepszych uczniów na tle całej szkoły). W liceum trochę było inaczej, bo trzymałam się bliżej środka, ale też nie była to końcówka! Nigdy nie czułam się super zdolna, ale z pewnością nadrabiałam moją pracowitością. Czy byłam lubiana? Myślę, że tak, chociaż nadal ciężko mi uwierzyć, że można mnie lubić. Czasem bywam nierozumiana przez innych, czasem patrzą się ludzie na mnie ze słowami w oczach: "jak tak można zrobić?". Ale wielokrotnie słyszę, że jestem naprawdę wspaniałą osobą. Tak było zawsze. Jednak mimo tego wszystkiego ciężko było mi w siebie uwierzyć. W liceum podjęłam trudne wyzwanie. Postanowiłam się zmierzyć z samą sobą. Wszystko wyszło dobrze, po czasie uwierzyłam w siebie (praca nad samym sobą nigdy nie trwa krótko). Zdałam sobie, że wcale nie jestem nikim, że jestem kimś, że mam swoją wartość. Mimo wszystko dalej nad sobą pracowałam, dalej cieszyłam się z drobnych sukcesów. Po trzecim roku studiów poznałam mężczyznę, który ostatecznie doszczętnie zniszczył to, nad czym tak długo pracowałam. Nie chcę się rozwodzić teraz nad tą historią, sama nie wiem, czemu to wszystko tak zadziałało. Ale z pewnością wykazałam się dużą naiwnością i to mnie przed samą sobą pogrążyło. Od zakończenia tej znajomości minęło już ponad dwa lata, a ja dopiero niedawno zdałam sobie sprawę, że ciągle się oszukuję twierdzą, że w siebie wierzę. Po prostu łatwiej było mi zagłuszać samą siebie, moje wewnętrzne "ja", niż podjąć po raz kolejny pracę nad sobą. Pracę, która nie jest łatwa, a jej efekt nigdy nie jest widoczny od razu. Zastanawiałam się nawet nad tym, czy tym razem temu podołam? Bo jednak czy wciąż ta siła we mnie jest? Tego nie wiem, ale nie dowiem się, jeśli nie spróbuję się z tym zmierzyć. Postanowiłam sobie jednak trochę pomóc, dodać motywacji, zaczerpnąć porady. Postanowiłam zrobić sobie świetny prezent na Mikołaja i zakupić sobie książkę - "Jak zwiększyć poczucie własnej wartości?" - Glenn R. Schiraldi. Czy mi to pomoże? - nie wiem. Wiem jednak, że potrzebuję jakiejś inspiracji, wskazówki i może właśnie tam ją znajdę. To, jak mi pójdzie, jakie odniosę wrażenie po przeczytaniu tej książki, na pewno tu opiszę! 
Jedno wiem z pewnością,  człowiekowi lepiej się żyje, jeśli wierzy w siebie, w swoje możliwości. Jeśli ma z tym problem, zawsze może podjąć walkę, strać się uwierzyć w siebie. Może nie jest to łatwe, może potrzeba czasu, ale na pewno warto!

środa, 28 października 2015

your choice.

Mimo, że ostatnio więcej siedzę w domu czas i tak szybko mi biegnie. Naprawdę jestem zaskoczona tym, że październik powoli się kończy. Ostatnio zmieniałam mieszkanie, mieszkam teraz ze znajomymi. Więc mimo siedzenia w domu czas i tak płynie mi na spędzaniu z ludźmi. Łapię się na tym, że ostatnio mam mało czasu dla siebie, zwłaszcza na oglądanie filmów, bo na książki czas ten jeszcze jako tako znajduję. A przecież lista filmów do obejrzenia i książek do przeczytania wciąż rośnie! Kiedyś Wam wspominałam, że wzięłam udział w wyzwaniu na ten rok, że przeczytam 52 książki. Niestety nie widzę tego pozytywnie, chociaż stwierdziłam, że nawet połowa z tego to i tak już sporo (26 książek przez rok to średnio jedna książka na dwa tygodnie), a ja mam już 30. To mojej minimum już osiągnęłam, a do końca roku postaram się jak najbardziej zbliżyć do 40!
Poza życiem prywatnym jest jeszcze wciąż życie zawodowe. I z tego powodu szybko biegnący czas bardzo mi odpowiada! Jakiś czas temu zdecydowałam szukać nowej pracy. Wiele przemawia za tym, że jest to dobry wybór. Niestety niska płaca i brak możliwości podwyżki w najbliższym czasie zdecydowanie do tego zachęca. Ostatnio też mam wrażenie, że mój rozwój został ograniczony. Zostałam przydzielona do konkretnego tematu i mimo, że miałabym czas by rozwijać się w innych, nie bardzo mi na to pozwalają. Niestety momentami mnie to frustruje, bo jak dalej tak będzie, to mój rozwój w tej firmie stanie w miejscu, a tego zdecydowanie nie chcę. Wprawdzie nie jest to dobry okres na szukanie pracy, więc bardziej nastawiam się na to, że po nowym roku coś ruszy. Nie bardzo chciałabym się wyprowadzać z miasta, w którym obecnie mieszkam, chciałabym jeszcze na kilka lat tu zostać (bo na pewno nie na stałe). Ale jak najbardziej biorę też pod uwagę zmianę miejsca zamieszkania. Ostatnio też zastanawiam się, czy aby na pewno robię, to co mi odpowiada. Od liceum chciałam robić, to co teraz robię, naprawdę dałam z siebie dużo, by osiągnąć to co mam. A teraz nie czuję się z tym najlepiej. Czasem się zastanawiam też nad tym, czy nie zostać w tej branży, ale próbować uderzać do innego działu. Myślę też o kolejnych studiach magisterskich, które mogą mi to umożliwić. I w sumie to chciałabym już nowy rok, chciałabym zmian.

sobota, 10 października 2015

good for you.

Powrót na bloga jakoś nie bardzo mi się udał. Zaniedbuję go/Was jak chyba nigdy do tej pory. Ale jest mi tutaj trochę nie po drodze. Ostatnio dużo czasu spędzam poza domem. Dużo wychodzę do ludzi i czasem sama łapię się na tym, że na pewne sprawy brakuje mi czasu. Jestem osobą, która mimo wszystko czasem potrzebuje odpocząć od ludzi, pobyć w samotności. A ostatnio takich momentów jest mało, o dziwo jakoś bardzo nie odczuwam tego, że ludzie mnie męczą. Cóż może trochę się jednak zmieniłam, może jednak zmieniło się moje podejście. Nie chcę Wam obiecywać, że będę teraz tutaj częściej. Chciałabym, naprawdę bym chciała, bo mi Was brakuje, ale jednak nie jestem w stanie przewidzieć jak będą wyglądały moje kolejne dni, gdzie tym razem mnie wywieje, jak tym razem spędzę czas. Wiem jedno, nie raz o Was myślę, zastanawiam się, co tam u Was słychać i w miarę możliwości będę tutaj wpadać!
Miałeś być na chwilę, ta chwila trwa już dłużej niż to się zapowiadało. Cieszyło mnie to, że miałeś być na chwilę, ale jednak wcale mi nie przeszkadza to, że zostałeś na dłużej. Wręcz to polubiłam. Jednak boję się o Tobie mówić. Czasem mam wrażenie, że ktoś może odbierać to, że się Ciebie wstydzę. Wcale tak nie jest. Po prostu Cię polubiłam, lubię spędzać z Tobą czas i uwielbiam być wtulona w Twoje silne ramiona. Ale po prostu boję się, że znikniesz z mojego życia, zdecydowanie ta myśl jest za bardzo zakorzeniona w mojej głowie. Póki co chcę się cieszyć czasem spędzony z Tobą, chcę wyczekiwać tego, kiedy znowu zawitasz do miasta, w którym mieszkam. Ale boję się też tego, że powoli przestajesz mi być obojętny, powoli czuję, że zaczyna mi zależeć....
Muszę gdzieś przelać moje myśli po ostatnim piwie w damskim gronie. Jedna z moich koleżanek pokazała, że naprawdę ma niezły tupet. Chyba się jeszcze z takim nie spotkałam. Ładna, mądra atrakcyjna dziewczyna spotyka się z zajętym kolesiem. On o swoim związku, swojej dziewczynie nie wypowiada się w superlatywach. Jednak mimo wszystko nadal w nim trwa i nie umie go zakończyć. Moja koleżanka ma na tyle wysokie mniemanie o sobie, że ze 100% pewnością wypowiadała się, że ten wagonik uda się jej odciągnąć - przecież ona pod każdym względem jest dużo lepsza od tej laski. Dziwnym trafem owy koleś dalej jest ze swoją obecną dziewczyną, nie z moją koleżanką. Chyba też mu się nie spieszy do zmiany dziewczyny. Mam wrażenie, że ona jest dla niego super odskocznią, wolę nie wiedzieć, do czego może między nimi może dochodzić, ale myślę, że ona to zupełnie inaczej odbiera. Nie widzi tego, że jest naiwna i że jest zabawką. Czuje się taką kobietą, z którą ten facet na pewno będzie chciał być i dla której rzuci obecną dziewczynę. A moim zdaniem przeżyje duże rozczarowanie. Nie rozumiem jej toku myślenia, nie pochwalam jej postępowania. Ciekawi mnie, jak jak to się potoczy, chociaż ja już widzę zakończenie tej relacji. Nie, nie jest to happy end.
Ostatnio nie mogę uwolnić się od piosenki Seleny Gomez, nie żebym była jej fanką, znam jej jedną piosenkę - "Good for you". Obecnie tak bardzo utożsamiam się z tym tekstem. Po prostu chce wyglądać dobrze dla "ciebie", chce być dumna, że jestem "twoja"... moje zlodowaciałe serce chyba powoli zaczyna się roztapiać...